środa, 24 lipca 2013

Rozdział 12.

Z pudełka, w którym znajdowało się kolejne- mniejsze, wyjął parę nowiutkich "Najeczek". Wszystko ładnie, pięknie, tylko wielkość tego obuwia mówiła sama za siebie: troszkę za małe. Karol dzierżył w swych dłoniach wyglądające na damskie buty o numerze 39.
-Chyba przyszły Ci buty- zakpiłam z niego, starając się opanować śmiech. Z resztą z marnym skutkiem.
-Chyba nie mi. Ja noszę MĘSKIE 46, a nie jakieś nędzne 39. I w dodatku te wyglądają jak babskie...
-Oj przesadzasz. Na pewno w środku jest paragon. Odeślesz i po problemie.-skierowałam się w jego stronę i odebrałam pudełko, w którym rzeczywiście znajdował się papierek.
-No i jest! Czekaj... Karolina Kłos?-leżałam ze śmiechu na kuchennych płytkach, a kłos zabrał mi paragon, żeby po chwili pójść w moje ślady i tarzać się po podłodze.
-Ale im się kawał udał.
-Nie śmieszny...
-Nie, wcale- znowu zaczęłam się brechtać.
-Wiesz ile czasu minie, zanim odeślę paczkę, ona dojdzie, pewnie poleży kilka tygodnie w stercie innych zwrotów, a potem ktoś łaskawie naprawi swój błąd i dopiero wyśle znowu do Warszawy, a mnie wtedy nie będzie, no bo przecież Spała, zgrupowanie...
-Jaki to jest rozmiar?- zadając pytanie przerwałam monolog kolegi.
-39, a co?
-Jeżeli chcesz, to odkupię je od Ciebie, a Ty sobie kupisz nowe, jak większość naszego społeczeństwa. W sklepie.
-Okej, ale pójdziesz ze mną- zgodziłam się i uregulowałam rachunek z Karolem.
      Po obiedzie udaliśmy się do centrum na zakupy... Znudzona patrzyłam, jak niezdecydowany pan Kłos, przymierza po raz trzeci, tą samą parę butów.Później to on się nudził, kiedy to weszliśmy do sklepu z ubraniami, a ja przebierałam w fatałaszkach...
   Wychodząc z galerii natchnęło go i zachciał o mu się obejrzeć jakąś nową superprodukcję z Jonym Deepem, więc wyciągnął mnie do kina.
   Zmęczona wpadłam do domu i przypomniałam sobie, że przecież Aśka miała dzisiaj zostać panią doktor.
   W ekspresowym tempie dorwałam się do telefonu i wykręciłam znajomy numer.
-Na prawdę w porę sobie o mnie przypomniałaś- prychnęła na dzień dobry.
-Nie marudź! Jak egzamin? Opowiadaj.
-Zdałam.
-I to tyle? Nic więcej?
-Tyle. Sorry, ale nie mam teraz za bardzo czasu...
-Co, na randkę się wybierasz?-wymyśliłam na poczekaniu.
-Od razu randka. Po prostu idziemy na kawę pogadać...
-"My"? To z kim ty idziesz?
-Eee... z nikim takim.
- Mów cholero, bo nie ręczę za siebie!- krzyknęłam  do słuchawki.
-Z Michałem.
-Z kim? Jakim Michałem?
-Kubiakiem.- nastała chwila ciszy, a zaraz potem wybuchłam śmiechem.
-Kubiakiem?
-Wpadł przy okazji, przejazdem...-tak przejazdem. A on akurat przypadkiem wiedział, że dzisiaj miała wracać z Wrocławia do domu. Taki zbieg okoliczności.
-Do Kielc? To z kąd on niby jechał, że przejeżdżał  koło centrum Kielc?- zapytałam podejrzliwie. Scherlock Holmes wkracza do akcji.
-Ze Spały....- mruknęła niechętnie.
-Czekaj, urwał się ze zgrupowanie?
-Nie "urwał". Wisz, że Ci, którzy skończyli sezon wcześniej, mieli jeździć tam na kilka dni w tygodniu, żeby nie mieć zbyt długich przerw w treningach- tak, tak. A ci. co skończyli niedawno sezon, mięli dwa tygodnie wolnego. Z tąd miesiąc miodowy Zatorskich, wakacje Winiara i wolne Kłosa. Swoją ścieżką, dlaczego Karol nigdzie nie pojechał?
- No i jemu tak zupełnie po drodze było jechać przez Kielce do Jastrzębia? W dodatku na jedną, głupią kawę?
- Lena, daj spokój i nie doszukuj się podtekstów, bo takowych nie ma! Okej, idę, bo się spóźnię, a tego obie byśmy nie chciały, prawda?
-Prawda. Zepnij dupę i go poderwij!
- A idź ty w ch...- nie zdążyła dokończyć, bo zakończyłam połączenie czerwoną słuchawką.
      Podeszłam do biurka i odłożyłam telefon, kiedy  do pokoju wpadł Karol robiąc "wejście smoka".
-A co tutaj tak głośno?- rzucił się na moje łóżko, rozkładając się przy tym jakby wcale nie miało 2m x 90cm, na skutek czego walnął głową w jego  "zagłówek".
-Aśka idzie na randkę z Twoim kolegą- sprzedałam mu gorącego newsa, siadając w fotelu niedaleko Karola.
-Z moim? A któż to taki?
- Kubiak.
-Jak to Kubiak? Przecież on siedzi w Spale.
-Podobnież dzisiaj ostatni dzień i wolne.
- Niee- prychnął.- Dzisiaj jeszcze trenują, a dopiero od jutra mają wolne.
- Czyli, że się urwał ze spały? Wiedziałam, a ta doktor od siedmiu boleści mnie okłamała!
-Czyli zdała egzamin?
-Zdała.
- A ty kiedy masz?
- Jutro o 10.00.- westchnęłam głośno. Wcale nie chciałam tam iść, bo kto normalny sam z siebie chce iść do najgorszej żylety na uczelni i odpowiadać z rozszerzonej biologii?
-Więc mam dla Ciebie motywację. Jak zdasz, to znajdę Ci pracę. Twojej przyjaciółce też.- cwaniacko się uśmiechnął.
- Jaką znowu prace?
______________________________________________________________________________

Oto jestem.!!!
Mamy tysiaka, mamy tysiaka.!!
Okej,co do rozdziału, to: przepraszam? Tak, to idealne słowo. To co jest tam na górze ani nie jest śmieszne, nie da się tego czytać i w dodatku wymyśliłam sobie kilka faktów. Mniejsza z tym.
Jest Was coraz więcej i więcej, z czego się obie niezmiernie cieszymy, ale liczba komentarzy wcale nie rośnie.! I to jest jedyna prośba do Was: czytasz= komentujesz.
A, zapomniałabym: chcecie, żeby spotkanie Michała i Aśki było opisane? Bo ja wiem , że jest ich na razie mało, bardzo mało, ale to się zmieni, już całkiem niedługo.
Także tego... Pozdrowienia z zimnego świętokrzyskiego.!
Buźki;*
~Ann


niedziela, 21 lipca 2013

Rozdział 11.

-... Czy wolisz filmy science-fiction , czy może horrory, albo dramaty? - odetchnęłam z ulgą, od razu się uśmiechając.
-Wszystko, ale dzisiaj... dramat?- wyczekując podniosłam brew. W odpowiedzi dostałam przytaknięcie głową.
   Po obejrzeniu filmu usiedliśmy jeszcze na kanapie i rozmawialiśmy.
-Czy ta szatynka w czarnej sukience, co tańczyła z Dzikiem to twoja przyjaciółka?- zapytał w końcu, bo jak to facet musiał wiedzieć o kogo chodzi, a z moich wyjaśnień chyba niewiele rozumiał.
-Tak. Asia Skowrońska, jutro zostanie panią doktor, mam nadzieję.- zaśmiałam się na samo wspomnienie: Włochy, plaża, słońce, włosi, my opalające się na plaży i Aśka z książką w dłoni. Nietypowy widok.
-Aaa. No to życz jej szczęścia i pozdrów ode mnie. A teraz spać, bo trzeba rano wstać!
-Taa... A propo jutra. Będziesz w mieszkaniu?
-Hmm... Chyba tak. Nie planowałam jutro nigdzie się wybierać.
-Dobra... no to dobranoc- pożegnałam się. Wychodząc z salonu zerknęłam jeszcze na zegar. 03,46 no ładnie...
-Siatkarskich!- odparł, po czym sam skierował się do swojego pokoju.


*Poniedziałek:
   Otworzyłam oczy, po czym znowu je zamknęłam. Przekręciłam się na bok... znów usłyszałam dźwięk, którego w tym momencie tak bardzo nienawidziłam, Przekręciłam się na drugi bok... no żesz kurwa, czego znowu? Nie miałam zamiaru się ruszać, postanowiłam poczekać, aż właściciel tego mieszkania ruszy swój zacny tyłek i otworzy te cholerne drzwi. Czekam, czekam, czekam ( dim-dam!) nosz kurwa, kto normalny dobija się do kogoś w środku nocy?
   Zdenerwowana natrętnością osoby stojącej za drzwiami , który najwidoczniej nie wiedział, że kobieta niewyspana to kobieta zła, wstałam z miną mordercy i podreptałam na korytarz. Nie byłabym sobą gdybym w tamtym momencie  nie wywaliła się o porozrzucane ciuchy Kłosa. Obolała podniosłam się, rozmasowując bolące czoło i otworzyłam drzwi, a tam ... kurier! Koleś, który za minimalną krajową pensję łazi od domu do domu i z udawanm uśmiechem wręcza paczki. Polska rzeczywistość jest okrutna...
-Dzięń dobry- Z uśmiechem na ustach dzielnie stał na klatce schodowej i udawał, że wyglądam jak na człowieka przystało.
Odpowiedziałam tylko "dobry" i szybko uporałam się z nader miłym panem, który wręczył mi średniej wielkości pudełko na nazwisko " Kłos".

***
-Hej. Już jestem.- do kuchni wszedł uśmiechnięty Karol.
-Świetnie.- podprawiając zupę starałam się nie wybuchnąć, że znów nic nie powiedział mi o wyjściu.

Czy tak trudno jest obudzić mnie , napisać kartkę czy chociażby zadzwonić? 
Chyba jako przyjaciółka mogłabym wiedzieć, że wychodzi?
Bo my chyba jesteśmy przyjaciółmi?

Po raz kolejny przemierzając dystans między kuchenką a szafką czułam na sobie wzrok siatkarza, którego za wszelką cenę chciałabym ignorować.
-Był kurier.- ręką wskazałam na tekturowe pudełko leżące na blacie. Wyraźnie zaciekawiony wstał z drewnianego krzesełka i podszedł we wskazane przeze mnie miejsce, gdzie znajdowało sie tajemnicze pudełko. Próbował rozerwać taśmę, której jak na złość nie umiał odkleić, siłował się z nim, potem mrucząc cos pod nosem. Chyba zaczął odprawiać modły do jakiegoś świętego, który opiekuje się wszystkimi pudełkami.
   Z zażenowaniem patrzyłam, jak niewydarzony Karol morduje się z kilkoma arkuszami tektury. Chwyciłam leżący obok mnie nóż i wybawiłam niedorobionego kolege. Niczym morderca wbiłam narzędzie w pudełko i powoli je rozcięłam. Popatrzyłam jeszcze z wyrzszością na Karola i wróciłam do wcześniejszego zajęcia.
-Eee?! - siatkarz wydobył z siebie jęk zawodu, połączony z niedowierzaniem. Po raz kolejny spojrzałam na niego od razu wybuchając śmiechem. - Co to ma być? 


_____________________________________________________
Przepraszam, że dopiero dzisiaj ale od wtorku była u mnie koleżanka i nie miałam jak wstawić.
Mam nadzieję, że kiedyś mi to wybaczycie. 
Chce jeszcze tylko zachęcić do komentowania i powiedzieć, że rozdziały będą sie teraz pojawiać rzadziej , bo najzwyczajniej w świecie nie mamy czasu. 
Bużki. ;*
~`Ikaa. 


wtorek, 16 lipca 2013

Rozdział 10

-Wstawaj!
  Kompletnie "zaciekawiona" materiałami do egzaminu, zrobiłam sobie krótką, niezaplanowaną przerwę w nauce... Trochę mi się przysnęło. Tylko jakieś dwie godziny, co to jest!?

           Boże, przecież ja się teraz nie wyrobię z materiałami! Nawet jakbym całymi dniami się uczyła to i tak nie zdążę! Cholerna... co cholerne? Przecież to ja zasnęłam. Cholerna ja!

-Spadaj- nawet nie zamierzałam przejmować się tym, że skoro już przyszedł do mojego pokoju, to zapewne ma w tym jakiś swój interes. No przykro mi, Panie Kłosie, nie dzisiaj. Dzisiaj sobie nie pogadamy...
   Usiadłam po turecku na łóżku i starałam się kontynuować naukę. Próbowałam skupić się na notatkach, ale przez cały czas czułam na sobie wyczekujące spojrzenie. W ogóle nie mogłam się skupić, czytałam każde zdanie po dziesięć razy, ale i tak nie mogłam nic z niego zapamiętać. Podniosłam na niego wzrok, a ten cały czas stał w wejściu, opierając się o futrynę i lustrując mnie spojrzeniem. Jedyne na co było mnie stać, to pytające spojrzenie i powrót do, i tak nie przynoszącej efektów, nauki.
  Niespeszony moim zachowaniem Karol, wszedł do środka i usiadł na krześle przy biurku, kręcąc się na nim dookoła. Zauważyłam, że oczy śmieją mu się przy tym, jak u pięciolatki, która pierwszy raz obraca się na krześle.
Ooo... Jak słodko.
Po chwili patrzenia na bawiącego się Karola, zreflektowałam się i wróciłam do nauki. Starałam się skupić, zainteresować lekturą, ale nic z tego. Objęłam taktykę " udawaj, że się uczysz, to szybciej pójdzie". W moim jakże pomysłowym planie, chodziło o to, żebym mogła w spokoju zająć się powtarzaniem materiału na egzamin z biologii.
- Mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia- wiedząc, że sama bez potrzeby się nie odezwę, postanowił wyjawić mi, co mu na duszy leży. Dopiero wtedy podniosłam na niego pytający wzrok.
-No dawaj, zaskocz mnie- rozkładając się wygodnie na łóżku słuchałam chwilowej ciszy, jaka zapanowała w pokoju.
-Więc... Idziemy na wycieczkę- ta, do Honolulu chyba.
- No to idźcie- wróciłam do notatek.
- Chyba mnie źle zrozumiałaś. MY idziemy na wycieczkę. Ty i ja- wyraźnie gestykulował rękoma, jakby conajmniej do głuchej mówił.
- Chyba sobie żartujesz?
-Nie, dlaczego?- po raz kolejny posłałam mu pytające spojrzenie, podnosząc do góry jedną  brew.- Mieszkamy ze sobą już prawie tydzień, a ja nadal nie wiem, ile masz lat.
- 23. I widzisz, nie musieliśmy nigdzie iść- zwracałam się jakby do książek, które aktualnie zajmowały mój wzrok.
  Karol szybko, jak przystało na siatkarza, podszedł do mnie i za nogi ściągnął z łóżka, później łapiąc na tzw. "hamak"( za ręce i nogi) i ciągnął przez pół mieszkania. 
-Jak się nie da po Bożemu, to trzeba po mojemu-na jego głupie tłumaczenia odpowiedziałam mu tylko kolejnym wrzaskiem.


  Naburmuszona, niczym dziewczynka, która nie dostał wymarzonej lalki, przechadzałam się alejkami warszawskiego ZOO. Słowem się nie odezwałam do Karola i nie miałam w zamiarze tego zmieniać. Ale już po 10 minutach pobytu dotarliśmy do wybiegu małp. Były takie słodkie. Karol podszedł do jednej i cichaczem przemycił dla niej banana. Na pozór zadowolone stworzonko odwdzięczyło mu się mocnym uderzeniem podarunkiem w głowę siatkarza. Właśnie wtedy przerwaliśmy nasze milczenie salwą śmichu.
   Rozmawiając przechodziliśmy obok przeróżnych wybiegów, ale na dłużej zagościliśmy u żyraf. Widocznie Karol czuł się jak w domu...
-Lena, cyknij mi foty! Będą na fejsa.
- Ej, ale ja powinnam dostawać jakieś wynagrodzenie, jako Twój fotograf, przypominam, że po studiach- ta. Dwa fakultety, to dopiero jest ostra jazda bez trzymanki.
- Dostaniesz podpisa pod zdjęciem.
-Wolałabym milion dolców...

Będąc już w domu przygotowywałam popcorn na seans filmowy, który postanowiliśmy urządzić.
-Lena, mam bardzo ważne pytanie, czy...- do kuchni wpadł Karol z nie tęgą miną, mówiącą, że ta rozmowa będzie należała do trudnych.
______________________________________________________________________
Hej.!
Jestem i oficjalnie ogłaszam: Dalej prowadzimy bloga.!
Pod rozdziałami zaczęły się pojawiać komentarze, za co jesteśmy bardzo wdzięczne. 
Tyle ode mnie na dziś. Wiem, że skromnie z rozdziałem, ale może da się czytać?
Buziaki~Ann

P.S: MAMY MEDALA.!! Srebrnego.!




sobota, 13 lipca 2013

Rozdział 9.


... ponieważ miałam wspaniały humor i wiedziałam, że mogę góry przenosić! A może nie? Wybiegłam z pokoju i w podskokach wpadłam do łazienki. Chwilę tam posiedziałam... no, ale wypraszam sobie w końcu jakby nie patrzeć mieszkam z mężczyzną pod jednym dachem! Może nie zależało mi na jakiś jego specjalnych względach, ale jestem kobietą i prezentować się jakoś muszę!
  Piękna i pachnąca (taa...) wyszłam z łazienki i udałam się do kuchni. Spodziewałam się, że może tam być, bo podobno miał zostać w domu. Rozglądałam się po mieszkaniu i niby to przypadkiem zauważyłam, że Kłos znów gdzieś przepadł.
  Zaczynałam odnosić wrażenie, że po prostu nie chce mnie tutaj i dlatego unika...
  Miał zrobić zakupy, bo jego kolej. I co? I jedz sobie kobieto ziemie z kwiatków! Wyszłam na akcję pod tytułem "szybkie zakupy" i dobrze wiedząc, że "szybkie" to nie będą na pewno, przechadzałam się między sklepami.
    Po około godzinie taa... Po około dwóch godzinach wróciłam do mieszkania, obładowana torbami, głownie ze "zdrową" żywnością i ujżałam Karola. Mało tego! Pan Kłos coś robił w domu, a mianowicie gotował! Stał nad kuchenką i piekł naleśniki, a na blacie obok stał już ich niemały stosik. Stałam w progu tej kuchni z torbami w dłoniach i przygłupim, niby zdziwionym, wyrazem twarzy. Po chwili się zreflektowałam i przypomniałam sobie, że przecież jestem na niego zła!
-O hej- przywitał się uśmiechem.
-Hej-odparłam niezbyt miła, odkładając zakupy.
-Przepraszam, że nie zrobiłem zakupów ale... ale nie miałem czasu.
-Tak? To może mnie oświeć co robiłeś, że nie miałeś czasu?
-No ja...-jąkał się.-Ja... byłem na basenie- powiedział tak jakby odkrył Amerykę.
-Tak i dlatego nie mogłeś mi powiedzieć że wychodzisz?- patrzyłam na niego jak na idiotę, po chwili zmieniając wyraz twarzy i wzdychając ciężko oparłam się o blat szafki tuż obok niego- Karol, posłuchaj. Nie oczekuję od ciebie, że będziesz do mnie przychodził jak grzesznik do księdza i spowiadał mi się: "kto? z kim? i z ile?" Po prostu mógłbyś mnie łaskawie informować, że wychodzisz, bo jak tak mnie unikasz, to mam wrażenie, że nie podoba ci się mieszkanie ze mną i chcesz się mnie pozbyć.- powiedziałam otwarcie cały czas patrzą na twarz Kłosa.
-Nie! Nie! Nie! To nie tak. Mi się bardzo podoba mieszkanie z tobą jest czysto, nie śmierdzi, są obiadki ... no i fajna jesteś. Tylko mogłabyś więcej mówić.
-Wiem, wiem...
  Pogawędziliśmy sobie jeszcze chwilę, aż wpadłam na genialny pomysł. Upamiętniłam to piękną chwilę robiąc kilka fotek Karolowi, po czym obiecał, że wrzuci kilka na swojego facebooka.



________________________________________________________________
O to i jestem.! ; DD
Z tego miejsca chcę powiedzieć, że jestem wami zawiedziona.!! ;c Komentarzy jest bardzo mało. Tak trudno.? Prosze o poprawe.!
Pozdrawiam. ~`Ikaa

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 8

Co zrobic? Zgodzic się, czy nie? Bo jak to będzie wyglądało: przez dwa tygodnie  mieszkałabym z prawie obcym mężczyznom. Gotowałabym mu obiadki? Prała brudne skarpetki? Pff... tego właśnie potrzebuję, żeby zdac egzamin, mhm. Nie, nie ma takiej opcji!
- Skoro aż tak Ci zależy...- co ja gadam? Do reszty mnie powaliło?- Ale ostżegam! Nie łatwo będzie Ci ze mna mieszkac, a kosztami dzielimy się po połowie!-... ale ja jestem tempa.
-Bogu dzięki!- krzyknął taksówkarz, wznosząc ręce , jakby chciał podziękowa tym na górze, że wreszcie podjęliśmy decyzję.
  Wsiedliśmy do rzeczonego auta, zwanego także taksówą i udaliśmy się do mieszkania Karola. Co tam zostałam? Inaczej: czego się spodziewałam? Otóż, spodziewałam się ogromnej willi, wielkiego ogrodu, obsługi jak w hotelu, basenu na dachu... No może przesadzam (za dużo TV), ale na pewno nie sądziłam, że będzie to najzwyklejsze, średniej wielkości mieszkanie. Salon, kuchnio- jadalnia, łazienka i dwa pokoje. Wszystko ładnie urządzone: praktycznie, ale nowocześnie. Jeden, wolny pokój miałam chwilowo zagarnąc po moim dobrym zanjomym, szwagrze mojej najlepszej przyjaciółki, mężu siostry mojej przyjaciółki, na której ślubie z kolei byłam świadkiem, z resztą razem z obecnym tu Karolem, który... no po prostu po Zatorskim. Pawle Zatorskim.
  Stałam przed drzwiami mojego nowego, tymczasowego królestwa i nie wiedziałam, czego się spodziewac. Bałam się wejśc, bo co tam mogło byc? I tu pojawia się jedna z cech, które różnią mnie i Aśkę: ona bez chwili zawachania weszłaby do środka, a później dopiero, w razie potrzeby, myślałaby co zrobic. Po prostu była ode mnie dużo bardziej odważna. Jedyne, czego sie bała to wysokości. Miała ten cholerny lęk wysokości. Nie to, że jak była trzy metry nad ziemią, to od razy siała panikę, ale latanie... Latania z nią nie polecam. A tak dla kantrastu ja nie! Kocham wysokośc, uwielbiam latac, skakac itd.
 Postanowiłam nie wahac sie dłużej, bo tak głupio stac przez pięc minut pod pokojem. Szczególnie, że Karol gdzieś się szlajał ( obstawiam, że pewnie siedzi z nosem w lodówce), a jak mnie oprowadzał po jego willi, zakończył wycieczkę właśnie w tym miejscu mówiąc: "rozejrzyj się, a ja wrócę za kolka minut"+ firmowy uśmiech.
   Weszłam. A co, raz się żyje!
   Czego się spodziewałam? Czy w ogóle czegoś się spodziewałam? Nie wiem. Nie za często bywałam w pokojach siatkarzy... Kogo ja oszukuję? Nigdy nie byłam w prywatnym pokoju któregoś z siatkarzy (nie, pan Kłos nie pokazał mi swojego pokoju). Bo niby jak? Miałam jechac pod dom mojego siatkarskiego idola, przez okno wejśc do jego domu ,czatowac, aż wróci, a potem się z nim normalnie przywiatac itp. Mhm.
   Pistacjowe ściany, komoda, szafa, biórko i łożko w kolorze dębowym i biały dywanik na środku podłogi. I to tyle? Nie, sorry, był jeszcze obrazek na ścianie...
  Zdążyłam się rozpakowac, rozgościc i w ogóle, a Karol nie zajrzał jak zapowiadał. Postanowiłam się jeszcze raz rozejrzec i byc może tak przypadkowo go znalezc. Weszłam do kuchni, a ten stał przy kuchence i mieszał jakis niezidentyfikowany roztwór w srebrnym, metalowym garnku (?). Patrzyłam nie niego jak na kosmite, który przybył na Ziemię z Marsa, żeby wziąc troche wody, "bo u nich to trochę gorąco jest".
- Ty gotujesz?- ahh... ja  i te moje długie wypowiadzi. Kolejna cecha, która różniła mnie i Aśkę. Ja- małomówna i nieśmiała, a ona rozgadana, towarzyska, a w dodatku z "ciętym językiem".
- Jak widac- patrzył się na mnie z dumnym z samego siebie uśmieszkiem. Te, Kłosu! Z tego, co widzę, to cos Ci się hajczy! W ostatniej chwili wyłączył -palnik i uratował, jak się później okazało, sos do spagetti.- Ale wiesz... jeżeli byś chciała, to możesz Ty się  tym  zając- posłał mi ten swój uśmieszek, który nawet zaczął mi się podobac...
-Taa. Jasne- prychnęłam. Aż sie dziwię, że jeszcze dwie godziny wcześniej byłam taka rozgadana...
   Podał obiado- kolację, która zreszta była pyszna, przy której prawie wcale nie rozmawialiśmy. Po jedzeniu każdy udał, się w innym kierunku. Ja do swojego pokoju, a Karol do zmywarki. No co? W końcu ja mam egzamin, muszę się teraz uczyc... Później jeszcze zadzwoniłam do Aśki i opowiedziałam jej o tych "newsach" z mojego życia. Była zachwycona tym, z kim mieszkam i już snuła plany na naszą wspólną przyszłośc. Co za menda!


Już następnego  dnia rozgościłam się na dobre. Nawet zadbałam o czystośc i ładny zapach w mieszkaniu( nie, żeby wcześniej śmierdziało, ale nie oszukujmy się, jak "wilgotny las równikowy" to tam nie pachniało).

Cały pierwszy tydzień spędziałam na tym tym samym: od pokoju do kuchni, z kuchni na korytarz, z korytarza do sklepu, ze sklepu do kuchni, z kuchnie do łazienki... i tak dalej.
Z Karolem porozmawiałam może jeszcze ze dwa razy. Ale co sie dziwic? Prawie cały czas go nie było. Ciągle poza domem, a ja nawet nie wiedziałam gdzie znikał. Cóż poradzic...?


      Niedziela

 Ja to zwykle bywało w niedzielne poranki wstawałam wczesnie, żeby pójśc do kościoła.... Ale! Dzisiejszy dzień z całą pewnościa nie należał do zwykłych, nudnych week' endów, kiedy to zwiedzałam swoje mieszkanie, podróżójąc trasą z kanapy do lodówki. Już kiedy się obudziłam, to wiedziałam, że to inna niedziela, co dotychczas, ponieważ...

______________________________________________________________________________
  ...przepraszam?
Tak, przepraszam!
Chociaż to nie ja powinnnam Was przepraszac, za to, że rozdział pojawia się dzisiaj, a powinien w sobotę. Nie, to nie moja wina, że "autorka" Ikaa, jest tępa i nie umie pisac w terminie. Tylko tego od niej oczekuję! Ja haruję jak wół wszystko wymyślając i opisując, a tej nawet nie chce się dodac posta! Coż, jak już kogoś opieprzac, to ją, bo była jej kolej pisania.
  Co do długości rozdziału, zaskoczone? Teraz pojawiac się będą mniej więcej takiego rozmiaru notki, ale nie koniecznie co 2 dni... W końcu są wakacje, nie mam aż takiej ochoty przy tym siedziec...
  Okej, uroczyście ogłaszam, że JEŻELI POD TYM, ANI NASTĘPNYM POSTEM NIE POJAWI SIĘ ŻADEN KOMENTARZ, TO KOŃCZYMY PISANIE!!!
 Tyle na dzisiaj, buźki.
~Ann  

















































czwartek, 4 lipca 2013

Rozdział 7

-Yyy... Karol? Hej?
-O, Lena! Hej! Co taka miła jesteś?- zapytał z ironią.
-Wiesz, miła jak zawsze.
-A Ty co, wyprowadzasz się?
-No tak jakoś wyszło...ahh... szkoda gadac.
-To cos się stało?
-Mały potop w mieszkaniu... ale to długa historia, a teraz przepraszam Cie, ale nie mam za dużo czasu...
  wiesz, za nim bedzie ciemno muszę dotrzec do hotelu...
-Jasne. Masz zamiar mieszkac w hotelu? Jak długo?
- Jakieś dwa tygodnie. Zaliczę ostatni egzamin, nareszcie kończę studia i wracam do Kielc.
-Ekhem- wtrącił się kierowca pojazdu, który cały czas na któreś z nas czekał.
-Aha...- mruknął Kłosu. Nastała głucha cisza. Miałam wrażenie, że analizuje moje słowa. Przyznam się szczerze- i z góry przepraszam, jeśli ktoś poczuje się urażony- myśli to on powoli. Nie wiem, czy może dostał piłką w głowę,  czy może dogrzało mu słoneczko... A może on się po prostu nad  czymś zastanawiał?- Wiesz, jeżeli zechciałabyś, to możesz przez ten czas zamieszkac u mnie- widząc, że  zaraz się wtrącę szybko kontynuował.- Po pierwsze: za dwa tygodnie zapłacisz majątek, a to, że chcesz jechać do hotelu oznacza, że przyjaciele nie wchodzą w grę.- przytaknęłam.-Po drugie...
-Ekhem- znów wtrącił sie kierowca, przerywając tym samym wypowiedź Karola.Ten tylko spojrzał na niego i dalej kontynuował wyliczanie na palcach.
-Po drugie- powtórzył głośniej- mam dośc duże mieszkanie, więc nie będziemy sobie przeszkadzac. Poza tym i tak za niedługo wracam do Spały...
-Przepraszam- poraz kolej wtrącił się Pan kierowca. Chyba chciał coś powiedziec...
-Jezeli jeszcze się wahasz, to z pewnością coś wymyślę. Główka pracuje...-pokazał jak to jego "główka pracuje". Taa, jak pracuje tak szybko jak chwilę wcześniej, to chyba do wieczora tu będziemy stac!
-E! Panie Myśliciel i Pani Ładna, wsiądź któreś w końcu, bo czas to pieniądz!- jaki materialista....
-Tak, tak- przewrócił oczami Karol. Musiałam się uśmiechnąc.-Niech Pan jeszcze chwileczkę zaczeka- tym razem zwrócił sie do mnie zabawnie poruszając brwiami.- To jak będzie?
-Zgódź się Pani!- błagał załamany taksówkarz.
 Jak będzie?...
____________________________________________________________

Zostawiam Was z nutką niepewności, a co?!
  Znacie ten tekst: "pojawiam sie i znikam"? On był napisany specjalnie po to, żeby opisac mój internet. Mogłabym się załamac, ale nie! Jutro Polska- USA!!! Igła na przyjęciu? Będzie ciekawie...
  Okej, wyznając zadadę "czytasz= komentujesz= motywujesz" musze powiedziec: zawiedliście nas! Odwiedzin wciąż przybywa, a komentarzy nie ma. Chyba nie ma sensu więcej tego pisac, skoro nie ma dla kogo...
Ściskam mocno.
~ Ann













wtorek, 2 lipca 2013

Rozdział 6

*Warszawa:
Mmmm... wakacje nad Morzem Śródziemnym... niestety wszystko, co dobre szybko się kończy. Te dwa cudowne tygodnie minęły stanowczo za szybko Teraz jeszcze tylko zdać ten ostatni,cholerny egzamin.
   Na Warszawskim Okęciu wylądowaliśmy około godziny 15.00. Na Aśkę już czekali rodzice, aby zabrać ją z powrotem do Wrocławia. A ja? Samotnie przebyłam pół stolicy tego jakże biednego, ale i pięknego kraju, pełnego pijaków i bezrobotnych... Dotarłam na dworzec, skąd pociągiem do Bełchatowa.Przemaszerowałam rzez miasto, aż w końcu, wykończona doszłam pod blok. Weszłam na parter, gdzie mieściło się moje mieszkanie, a w jego drzwiach stało trzech strażaków. Zaniepokojona podeszłam do nich.
-Przepraszam, co tu się dzieje?
-To Pani nie wie? Bała powódź i zalało cały parter, a właścicielka tego mieszkania podobno gdzieś wyjechała. A kim pani tak właściwie jest?
-Lena Kowalska- właścicielka tego mieszkania. Dopiero wróciłam z dwutygodniowych wakacji. Ile jeszcze potrwa naprawa szkód?
-Na pewno do końca miesiąca, ale nie sądzę żeby chciała Pani tu potem mieszkać.
-Dlaczego nie?
-Kiedy podłogi i ściany wyschną pozostanie niemiły zapach i wygląd. Te rzezy wynieśliśmy dzisiaj- strażak wskazał na pudełko z rzeczami- a reszta jest tam- wskazał na "pomieszczenie sanitarne". - Na pewno to nie wszystko, ale tylko tyle nadawało się do użytku. Proszę jeszcze pofatygować się kiedyś do nas, załatwimy sprawy finansowe i spiszemy potrzebne dokumenty.
-Jasne, dziękuje Panom bardzo - My tu gadu gadu, a ja jestem bezdomna!
Wyszłam raptem z trzema pudłami. Zadzwoniłam po taksówkę, którą miałam dojechać do hotelu, gdzie tymczasowo zamieszkam. Gdy dotoczyłam się prawie pod pojazd zobaczyłam, że auto już czeka. Nagle jakiś patafian miał zamiar wsiąść bezczelnie do mojego środka transportu i najzwyczajniej odjechać w nieznanym kierunku. Co to, to nie!
-Co to ma kurwa być! To moja taksówka!-wydarłam się. Osobnik ten wydawał mi się znajomy...od tyłu.
-Już wychodzę, niech się Pani tak nie złości.- Powiedział spokojnie i odwrócił się do mnie twarzą.




____________________________________________________
Kolejny. Tym razem w terminie chociaż trochę późno. :D A no i dzięki za komentarze, których nie ma.!!! ;c ~`Ikaa.